Bez owijania, jak zapisałam w tytule. Niemal ociekam pewnością tego, że magistra nie zamierzam pociągnąć na tym kierunku, choć jeszcze rok temu bardzo mi na tym zależało.
Po ostatnich dwóch tygodniach na uczelni doszłam do wniosku, że momentami to najzwyklejsza walka z bardzo niesprawiedliwymi wiatrakami.
Spodziewałam się trochę czegoś innego po ludziach z wyższym wykształceniem i to do tego filozoficznym, a ostatecznie jak człowiek by się nie starał, jak by mu nie zależało i tak jest tylko ziarnem piasku - jednym z wielu.
Zapamiętania są godne ledwie ziarna cztery, bo wbiły się komuś w pamięć. A w pamięć wbijają się bardzo prosto - wystarczy być fascynatem filozofii analitycznej albo filozofii związanej z naukami ścisłymi...
I po prawdzie nie czuję, że dano mi posmakować filozofii w innych kierunkach niż te wymienione wyżej, a do cholery minęły już trzy lata. Namiastki innego sposobu myślenia filozoficznego otarły się o nas na wprowadzeniu do filozofii praktycznej, etyce, filozofii polskiej... a najlepiej i tak będę wspominać historię filozofii starożytnej i średniowiecznej.
Nie jestem najlepsza w analityczne zabawy, to prawda, ale nie jestem też ułomna. Jakimś cudem nie czuję, żebym napisała ostatni egzamin aż tak źle jak wskazują na to wyniki. Przecież nauczyłam się, wiem. Jednak w jakiś sposób nie mogłam otrzymać nawet 3.0 Kompletnie tego nie rozumiem.
Dodatkowo bardzo zniechęciło mnie podejście osób otaczających mnie nie tylko w instytucie.
Niestety, ale pożegnania i nagłe zmiany planów w życiu nie zawsze są miłe czy radosne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz