sobota, 26 grudnia 2009

Radio na fali ;D

Każdemu człowiekowi na świecie, któremu przypadają do gustu przeboje lat 60-tych warto polecić ten film.
Richard Curtis dał nam niebanalny obraz grupy DJ'ów z kultowej pirackiej rozgłośni radiowej "Radio Rock". Miłość do muzyki rockowej i pop wylewa się z nich strumieniami zarażając w trybie natychmiastowym słuchaczy w wieku od 5 - 1000000000 lat ;D
"1966 rok był najpiękniejszą erą Brytyjskiego popu, stacja BBC tylko przez 2 godziny w tygodniu puszczała rock and rolla. Piracka stacja nadająca z łodzi opływającej Wielką Brytanię puszczała rock i pop przez 24 godziny. Dzięki czemu 25 milionów ludzi (połowa społeczeństwa Brytyjskiego) w każdy wolny dzień słuchała nielegalnej stacji."
Jako przeciętni oglądacze poznajemy się z całą "ekipą" w momencie, kiedy na łódź (podstarzałych nieco) rockowych kawalerów trafia chrześniak kapitana ( i tu pierwszy powód dla oceny 10 - kapitan - Bill Nighy!!! <3).


czwartek, 24 grudnia 2009

Filmowi heretycy!

Jestem oburzona, zdegustowana, zniesmaczona... TOTALNIE!
Jak można być takimi ignorantami, filmowymi hienami, które potrafią zniszczyć w ciągu kilku zalewie minut wizerunek czegoś co było budowane latami?!
Jakiś czas temu moim oczom ukazał się trailer.... a właściwie zlepek ścierwa żywcem z USA, który to śmieli nazwać filmem i do tego (o ja pier*olę!) pt. "Sherlock Holmes". Teraz stwierdzam, że powinnam się oślepić, spalić ubranie noszone w tamtym momencie i zamknąć się w pokoju bez klamek.
Nie potrafię uwierzyć w to, że Wielka Brytania w ogóle przyłożyła rękę do tej jakże pogańskiej twórczości z zakompleksionym aktorzyną (Downey był do zniesienia jedynie w Iron Manie i to z przymrużeniem oka). Chwała jedynie za to, że Farrell nie dostał roli Watson'a, bo inaczej nie pozostawało by nam nic innego jak masowo skakać z mostów.
Szczyty mojego poirytowania trącają bogów w tłuste leniwe dupska, domagając się gromów z nieba! Z ciekawości zapytacie pewnie "a skąd tyle zawiści po samym trailerze?" - zatem przejdźmy do wyjaśniania.
Gdzie do cholery jest Sherlock - ostoja spokoju, elegancji, kulturalnego wychowania z walizeczką niemałego wykształcenia i... porządną fajeczką "Calabash Meerschaum"?!?!?!?!?!?!?!?!?!
Arthur C. Doyle się w grobie przewraca. Holmes ubrany jak ostatnia łajza, głupkowaty, bezczelny... KOBIECIARZ?! Nastąpiła profanacja jednej z ikon brytyjskich gentlemanów. Bo czy na przykład wyobrażacie sobie Darcy'ego chodzącego w niedopiętym płaszczu i walczącego w sposób żywcem z Matrixa? NIE! - to prawidłowa odpowiedź. Tak to to bywa gdy USA bierze się za remake czegoś co powinno jedynie lub ewentualnie smakować.
Downey (w sumie jak i reszta aktorów) nawet nie wpadła chyba na pomysł wykorzystania czegoś takiego jak nauka brytyjskiego akcentu. =/


Staram się nie dopuszczać do myśli tego, iż film zachwalany w gazetach już teraz będzie kolejnym czysto-efekciarskim gniocikiem, wysłanym by nas zniszczyć mentalnie.
(Bogowie...S.H. lejący się na pięści, z gołym amerykańskim bebechem na jakimś ringu... a przecież każdy byle kunkwat wie, że o czymś takim sir Doyle nawet by nie pomyślał... Holmes zna się przecież jedynie na szermierce jeśli już o walki chodzi)
Boję się. Oj tak, naprawdę się boję.... że pewnego ranka się obudzę a w TV zaserwują mi trailer nowej wersji Herkules'a Poirot'a (prosto z USA) - z bajerancko utworzoną komputerowo krwią na dywanie, Morderstwem w Orientexpresie połączonym z 12 zupełnie innymi historiami o "małym Belgu". W rolę samego Poirot'a wcieli się Vin Diesel i zamiast umartwiać się nad zamszowymi butami i francuskim rogalikiem będzie wywijał maczetą ukrytą oczywiście w meloniku. Boję się, że obudzę się jutro a w TV zastanie mnie kolejny odcinek Marple, która będzie galerianką, zaś całe tło i inne postacie staną się szpanersko-komputerową wizją reżysera.
Co gorsze... podcięłabym sobie żyły mydłem w płynie, gdyby nagle Darcy zaczął "wyrywać dupy" metodą "siemasz bejbe" i podszczypywaniem w pośladki.
Nic nam już nie zostanie z "tamtych" mężczyzn jeśli tak będzie dalej, nic nam nie zostanie już z brytyjskiego kryminału.
Dziękuję jednak bogom, że takowy pan, jak David Suchet wysoko postawił poprzeczkę - w kwestii ekranizacji dzieł Agathy Christie.
Zatem.... chylę czoła, chylę wam... cudom - angielskim gentlemanom. Oby bluźniercza dłoń shitwoodu nigdy więcej na waszym ramieniu nie spoczęła. Ah mój Sherlocku... obyś tę zniewagę dzielnie przetrzymał, inaczej znów wszyscy przywdziejemy czarne przepaski na znak żałoby, niczym po twej "Ostatniej zagadce".
Głupcem będzie mógł się nazwać każdy, kto włoży jakiekolwiek pieniądze czy też wysiłek by do kina na pseudo-Sherlocka zawędrować. Takiego błędu nie popełnię, bo nie wiem co by się potem stało.... "Ja Herkules Poirot tego nie wiem".


czwartek, 10 grudnia 2009

Kolejne nowości - oglądane ;)

MOURYOU NO HAKO

O dziewczynie w tajemniczej skrzyni.

Mocno wciągająca seria - krwawa, a jednak delikatnie okrojona tajemnicą, poszlakami i psychopatyczną układanką. Seria dla i tych wytrwałych i tych wybrednych.

Na samym początku poznajemy uczennicę - Yoriko Kasumoto. Drobna, nieśmiała, zamknięta w sobie (jakby żywcem wyjęta z typowej opowiastki shoujo-ai). Pewnego dnia lubiana i najbardziej olśniewająca koleżanka z klasy - Kanako Yuzuki prosi Yoriko o wspólny powrót do domu. Dziewczyny zaprzyjaźniają się, a między nimi rodzi się bardzo specyficzna więź. obie są przekonane, że są własnymi inkarnacjami - szukającymi siebie duszami, które niegdyś stanowiły jedną.
Kanako wciąga nową koleżankę w świat swoich marzeń, Yoriko zmienia swoje podejście do życia o 360 stopni - to zaś owocuje pogłębieniem się konfliktu pomiędzy nią a matką.
Dziewczęta wpadają więc na pomysł, aby w czasie wakacji udać się nad jezioro w celu zapomnienia o problemach życia doczesnego.
Niestety... nim wsiądą one do pociągu ma miejsce tragedia, która przekreśla nie tylko ich plany, ale jest też początkiem nieszczęścia obu bohaterek. Wypadek ten prawdopodobnie jest powiązany z serią brutalnych morderstw popełnianych na młodych dziewczynach, których odcięte kończyny znajdywane są w tajemniczych, dziwnych pudełkach na terenie całego kraju.
Całość jest elegancko przepleciona motywami japońskiej demonologii jak np. tytułowe "mouryou" - które w starożytnych Chinach były "duchami wody", w Japonii następnie nazywano je "Kappa", by na koniec ewoluować do "pożeraczy ciał".
Okultyzm i szaleństwo wiszą w powietrzu, niczym pot w miejskim autobusie MPK w ciepłe sierpniowe samo południe. Dodatkowo można być tu mile zaskoczonym jeśli chodzi o budowę charakterystyk innych bohaterów, w tym i Sherlocka w japońskim stylu - Kyougokudou.

Oprawie graficznej choć mocno doprawionej efektami komputerowymi nie mam nic do zarzucenia, podobnie jest z muzyką ;)

Ogólnie serdecznie polecam, bo jest to jedna z lepszych serii jaką miałam okazję oglądać.
A anime możecie zobaczyć... o, tutaj: