wtorek, 5 października 2010

S.O.S. Jesień...


Wybiła osiemnasta. Wracam do siebie. Z daleka spoglądam na moje okna. Ciemne. Byłoby dziwne, gdyby świeciło się w nich światło, bo chociaż mam dwie współlokatorki to nadal jest tak, jakbym mieszkała sama. W akademiku nawet rybki nie mam, bo pewnie zdechłaby z głodu albo samotności.
A w ogóle właśnie, to można umrzeć z samotności?
Jak tak dalej pójdzie, to się sama przekonam. A to dziwne, bo mam sporo nowych znajomych, przyjaciół - tych, co to można na palcach jednej ręki policzyć, moją rodzinę.
Jestem z małego miasteczka. Na studia wyjechałam do Opola, przeprowadzka to nie jakaś wielka szansa, ale przynajmniej rodzicom nie siedzę na głowie.
Ludzie wspierający mnie na każdym kroku. A i tak większość wieczorów spędzam w pojedynkę.
Nikt nie przypuszcza, że w głębi duszy zazdroszczę Carrie z "Seksu w wielkim mieście". Co ma ona, a czego ja nie mam? Bujne życie towarzyskie. Otoczone wianuszkiem przyjaciółek co wieczór wychodzi na inną imprezę, na każdym kroku niemal potyka się o znajomych i o nowych adoratorów.
Ja potykam się o porozrzucane po moim pokoju filmy i kubki.
Owszem, doceniam uroki samotności. Doskonale bawię się sama, ale ile można?
Po pewnym czasie kończy się lista wystaw, które chciałam obejrzeć, wyczerpuje się limit samotnych spacerów i coraz trudniej zapomnieć o milczącym telefonie. Nawet, gdy byłam w stałym związku wciąż potrafiłam snuć się po pokoju bez celu.
Mimo to nie miałam pojęcia, jak się do tego przyznać. Zapytana o plany na weekend, wymyślałam przeróżne historie i zaproszenia.
A potem cały weekend byłam sama i zazdrościłam całemu światu.

W Google wpisuję: samotność.
Wśród rezultatów są: strony z grafomańską poezją, portale randkowe i serwis Akcjaspontan.pl. Na stronie można zamieszczać informacje o spotkaniach - spacerach, koncertach etc. Deklaracja jest niezobowiązująca - jak nie możesz to nie przychodzisz.
Planuję wybrać się na spacer na Wenecję Opolską. W dniu wyprawy od rana leje. Zostaję w pokoju.
Co robić? Powiedzieć, że jest mi źle? To nie takie proste, bo tutaj samotność jest albo tematem tabu albo zostaje skwitowana "nie bądź emo".
Ale przecież, jak pokazują badania, co piąta osoba na świecie deklaruje, że czuje się samotna. A na samotność decydujemy się stopniowo.
I tak człowiek ciągle siedział i milczał i nie wiedział co z tym zrobić.
Bo ja się boję i nie lubię zaproszeń z litości.
Ze znajomymi ze studiów tutaj widuję się w miarę często. Ostatnio zamiast opowiadać, jak cudowne jest moje życie i jak sobie radzę, oświadczyłam: "Jestem samotna i nieszczęśliwa!"
Cisza.
Zaczęłam żałować, że w ogóle to powiedziałam.
Trzeba było trzymać dziób na kłódkę, albo kłamać...
A co nagle odezwała się znajoma, że ma podobnie, choć ma faceta na zawołanie i nieźle poukładane życie. W podobnej sytuacji jest jeszcze dwóch moich znajomych.
Reszta milczała.
W sobotni wieczór włączam komputer. Wielu z moich szalenie towarzyskich znajomych siedzi na Facebooku w weekend o 21:00.
Przecież powinni teraz szaleć na imprezach! Prowokacyjnie piszę: "Pewnie zaraz wszyscy wybiegniecie z domów i zostanę tu sama."
O dziwo o północy wielu z nich nadal jest dostępnych. Widzę Ashę. Kolejny nudnawy wieczór - lecę za ciosem. Piszę: "Wbijaj do mnie mam piwo i świeże ciasto".
Czekam na odpowiedź. To bardziej stresujące niż SMS-owy flirt w jednym z tych przypadków, które przytrafiają mi się raz na pół roku. Jest! "Za jakiś czas będę". Przebieram się i nerwowo sprzątam. Wieczór jak zawsze w tym towarzystwie udany.

Przyznałam się.
Co będzie dalej?
Bo są kobiety, które rozkwitają w samotności. Ja do nich nie należę.